podnosi się, aby przepuścić przepływające Tamizą
statki. silnym wietrze, wśród mnóstwa przechodniów i pojazdów czuła się na tyle słabo, że naprawdę potrzebowała pomocy. - Czemu pani po prostu nie zadzwoniła, zamiast po mnie przychodzić? - Bałam się, że pani nie odbierze, a wolałam nie zostawiać wiadomości na sekretarce. Oprócz wielkiego zmęczenia Lizzie nagle poczuła lęk. Czy to mądre z jej strony, że tak daje się prowadzić nie wiadomo gdzie tej silnej kobiecie, która może i naprawdę przyjaźni się z Robinem, ale dla niej jest osobą zupełnie obcą? Wszystko na nią napierało jednocześnie: co z Christopherem i Jackiem? I nawet nie zadzwoniła do dzieci... Były już po drugiej stronie mostu i przechodziły na światłach na East Smithfield. Ulicę szczelnie wypełniały samochody i tłumy przechodniów. Lizzie czuła się zdezorientowana na tym obcym dla siebie terytorium, poza tym przytłaczała ją bliskość Clare, która wciąż trzymała jej ramię w żelaznym uścisku. - Daleko jeszcze? - spytała, tracąc oddech. - Nie, nie bardzo. - Ciągle nie wiem, co się wydarzyło. - Martwi się pani, prawda? - Oczywiście, że się martwię. - Nic mu nie będzie. Jestem pielęgniarką, zaopiekowałam się nim. Lizzie uwolniła ramię i przystanęła. - Co się stało? - Clare zatrzymała się także i obrzuciła ją spojrzeniem. - Muszę zwolnić. - Lizzie próbowała wyrównać oddech. Czuła, że musi zapanować nad tym wszystkim. - W porządku, oczywiście. - Proszę mi powiedzieć, co zaszło. - Pobili się... - Pobili? - Lizzie zamrugała oczami. - Kto z kim? - Skoro musi pani wiedzieć... Robin z moim mężem Mikiem. Lizzie odczekała chwilę. Z całą pewnością słyszała nazwisko Mike Novak... chyba od Robina, ale w związku z czym? - Możemy już iść? - zapytała Clare. Trójka zagadanych przechodniów - mężczyzna z dwiema kobietami - przeszła obok nich, i ich normalność podniosła nieco Lizzie na duchu. - Tak, nic mi nie jest. - Tylko nie chciałabym go zostawiać zbyt długo samego - tłumaczyła Clare. - Mam na myśli Robina. - Uśmiechnęła się wyrozumiale. - Chyba nie czuje się pani najlepiej? Może jednak przyjmie pani moje ramię? - Nie, wszystko w porządku - odrzekła Lizzie, ruszając naprzód.