- Później przyjdzie czas na tortury.
Podał zaproszenie kamerdynerowi i wprowadził swoje damy do sali balowej. - Tu jest cały świat - szepnęła Rose, ściskając guwernantkę za ramię. - Najlepsza jego część - dodała uszczęśliwiona pani Delacroix. Alexandrę interesowało co innego. - Więc zrezygnował pan z szukania kandydatki na żonę? - spytała, czując w głębi duszy dziwną radość. - Bynajmniej. - Skinął na kelnera i wziął z tacy kieliszek porto. Radość zgasła w jednej chwili. - Ach, więc tylko dzisiaj robi pan sobie przerwę. Zmysłowe wargi wykrzywiły się w uśmiechu. - Niezupełnie. Jestem prawie gotowy, żeby przystąpić do negocjacji. W skroniach zaczęły bić młoty kowalskie. - Gratulacje. Jak podejmie pan ostateczną decyzję? Lord Kilcairn spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem. - Jeszcze nie wiem, choć mam kilka pomysłów. - Kim są szczęśliwe finalistki? - Nie zamierzam zdradzić ich nazwisk, panno Gallant. Wolę, żeby pani z nimi nie rozmawiała. Alexandra natychmiast poczuła niechęć do wybranek hrabiego. Uśmiechnęła się cynicznie. - Może urządzi pan konkurs poetycki? Zależnie od tego, jaką wagę postanowi pan przyłożyć do znajomości literatury, ożeni się pan ze zwyciężczynią albo z tą, która przegra. - Hm. Rozważę pani propozycję. Nie potrafiła stwierdzić, czy jest na nią zły. Lucien zastanawiał się, co by panna Gallant powiedziała, gdyby wyznał, że rozważa umieszczenie jej na liście... na pierwszym miejscu. Żadna z młodych kobiet, z którymi się spotkał, nie mogła się równać nawet z jej cieniem. Jego bogini w wytwornej sukni od madame Charbonne stała u boku swej podopiecznej, rozmawiającej z dżentelmenami, którzy wcześniej wpisali się do jej karneciku. Ze wstydem pomyślał, że zupełnie go nie obchodzi, kto poślubi kuzynkę, byle tylko zabrał ją i ciotkę Fionę z jego życia. W tym momencie dostrzegł lorda Beltona. Chwycił go za ramię, zanim ten zdążył dołączyć do świty Rose. - Zatańcz z panną Gallant - powiedział rozkazującym tonem. Robert uwolnił rękę. - Dobry wieczór, Kilcairn. - Zatańcz... - Słyszałem. Dlaczego miałbym tańczyć z guwernantką twojej kuzynki? - Lepsza guwernantka niż uczennica. Między brwiami przyjaciela pojawiła się cienka zmarszczka. - Lubię pannę Delacroix. - Nie mam ochoty na żarty, Robercie. Już się zabawiłeś moim kosztem. - Wcale nie żartuję. Towarzystwo Rose jest niczym łyk świeżego powietrza po spotkaniach z tymi wszystkimi pannicami, które narzucała mi matka. Belton mówił całkiem poważnie, ale Lucien nie był w nastroju, żeby dyskutować o zaletach swojej kuzynki. - Poddaję się - oświadczył. - Nie znam leku na postępujące szaleństwo. - Wcale nie... - Będę ci winien przysługę, jeśli zatańczysz z panną Gallant. - Przysługę? - Tak. Robert ruszył ku tłumowi adoratorów otaczających Rose. Lucien poszedł za nim. Alexandra sprawiała wrażenie zupełnie spokojnej, ale gdy ujrzał wyraz jej oczu, doszedł do wniosku, że nie powinien zmuszać jej do przyjścia na bal.