Jest mu wstyd.
Zatopiona w myślach poruszała łyżką w przód 66 JEDNA DLA PIĘCIU i w tył, a Patryk na próżno próbował ją schwycić w usta. Syn Cecile, Jared, ma mniej więcej tyle lat co Mały Jack. Malinda spędziła dużo czasu z rodziną swej wspólniczki, wiedziała więc co nieco o upodobaniach ośmiolatków... a także, jak potrafią być okrutni. Dwa miesiące temu były urodziny Jareda i Cecile upiekła tort w kształcie jakiegoś potwora, który, jak poinformowano Malindę, nazywał się Wojowniczy Żółw Ninja. Malindzie zrobiło się niedobrze na sam widok zgniłozielonego lukru. Dzieci były zachwycone. Ku zdziwieniu Patryka Malinda odłożyła łyżkę, sięgnęła po telefon i wykręciła numer wspólniczki. - Cecile? Tu Malinda. Nie zadawaj pytań, tylko słuchaj. Bardzo się spieszę. Muszę mieć przepis na ten paskudny tort, który upiekłaś na urodziny Jareda. Po sześciu dniach użerania się z podwykonawcami, walkach z biurokracją inspekcji miejskiej i przewracania się w obcym łóżku, Jack nareszcie był w domu. Czuł się jak żołnierz wracający ze zwycięskiej wojny. Wszedł do kuchni i natychmiast spłynęło z niego całe napięcie i zmęczenie. Malinda stała tyłem do niego przy zlewie i obierała kartofle. Miała na sobie sukienkę, jedwabną sądząc po połysku, i fartuch. Fartuch! Jack z trudem stłumił śmiech. Ostatnią kobietą, jaką widział w fartuchu, była pani Lightfoot, a to było ponad piętnaście lat temu. Patrzył przez chwilę zafascynowany. Jej ruchy były płynne i naturalne. Ta kobieta czuła się w kuchni jak u siebie. Tak właśnie powinno być. Mężczyzna wraca do JEDNA DLA PIĘCIU 67 domu po dniu ciężkiej pracy i zastaje żonę w kuchni, przygotowującą mu obiad. Z Laurel nigdy tak nie było. Kiedy wracał do domu po dniu ciężkiej pracy, z dziećmi zazwyczaj siedziała opiekunka, na stole stygła przyniesiona z restauracji pizza i leżała kartka od Laurel, że wróci późno. Nie o takim życiu marzył. Z salonu dobiegły odgłosy kłótni. Jack już chciał zawołać, żeby się uspokoili, ale Malinda była szybsza. - Spory można rozsądzać bez podnoszenia głosu, chłopcy. Kłótnia natychmiast ustała. Jak ona to zrobiła? Malinda najwyraźniej nie. słyszała jego wejścia, bo nadal akompaniowała nuceniem płynącej z radia muzyce. Nie przeszkadzało jej to w wyjmowaniu z piekarnika parujących blach... Jack cicho przeszedł przez kuchnię i stanął tuż za nią. Oparł głowę na jej ramieniu i wdychał smakowite zapachy. I na dodatek umie gotować, pomyślał.