Gwałtownie zaczerpnęła powietrza.
- Lucienie! Przestań... Och! Pociągnął ją zdecydowanym ruchem i chwilę później znalazła się w jego ramionach. Nie zdołał jednak utrzymać równowagi i oboje spadli z krzesła. Gdy zarzuciła mu ręce na szyję, odszukał ustami jej usta. Uderzyli w ścianę, ale nawet tego nie zauważyli. Hrabia płonął z pożądania, odkąd wszedł do piwnicy i zobaczył guwernantkę uwięzioną w oknie. Teraz nie zamierzał dać jej czasu na odzyskanie zmysłów. - Lucienie - wyszeptała. Przynajmniej znowu mówiła mu po imieniu. Osunął się na podłogę, nie wypuszczając jej z objęć. Nagle wskoczyło na nich białe, futrzaste stworzenie i zaczęło ich lizać po twarzach. Alexandra parsknęła śmiechem. - Szekspirze, nie! W tym samym momencie drzwi piwnicy otworzyły się z hukiem. - Milordzie, kazał pan... - Wynocha! - ryknął Lucien. Thompkinson zniknął. - Dzięki Bogu, że nie jesteśmy en deshabille - wykrztusiła Alexandra. - Zaraz będziemy. - Nie. Do diabła! Nie powinien był dopuścić do tego, żeby się opamiętała. Przyciągnął ją do siebie i musnął wargami jej szyję. - Pragniesz mnie? - Tak. - Pocałowała go gorąco, namiętnie. Czym prędzej wstał i zaniósł ją do łóżka. Najpierw jednak musiał pozbyć się drobnej przeszkody. Wziął psa na ręce, pomaszerował do drzwi i wystawił go na schody. - Uważaj na niego - rzucił zaskoczonemu Thompkinsonowi i zamknął piwnicę. Spodziewał się kolejnego protestu, ale kiedy zbliżył się do łóżka, Alexandra wyciągnęła ręce. Zdjęła mu koszulę i rzuciła ją na podłogę, a tymczasem on rozpuścił jej włosy. - To wcale nie znaczy, że ci wybaczyłam - szepnęła, tuląc się do gładkiego torsu. - Ale wybaczysz. - Uwolnił ją z podartej sukni i przywarł ustami do pełnych piersi. Westchnęła z rozkoszy. - Nie. Drżącymi palcami rozpięła mu pasek spodni. - Podyskutujemy później. Pchnął ją na plecy i wszedł w nią zdecydowanym ruchem. Wbiła palce w jego barki i zaczęła poruszać biodrami, dostosowując się do jego rytmu. Gdy razem osiągnęli szczyt, pocałunkiem stłumił jej okrzyk ekstazy. Przez długą chwilę leżał bez sił i patrzył na poruszany lekkim wiatrem kawałek materiału, który nadal tkwił we framudze okna. Alexandra przekręciła się na bok i podparła na łokciu. Była piękna i bardzo podniecająca w swojej bezwstydnej nagości. - Cieszę się, że to ty mnie uratowałeś, a nie Thomkinson czy Wimbole. - Ja też. Nie rób tego więcej. - A co, znowu będziesz się ze mną kochał? Niezbyt odstraszająca kara. - Uśmiechnęła się figlarnie. - Wprost przeciwnie. Hrabia zmarszczył brwi, mile połechtany w swej dumie i jednocześnie zirytowany. - To nie była... - O, nie - przerwała mu, potrząsając głową. - Nie zmienię zdania, że jesteś po prostu czarującym łajdakiem. - Hm. - Wyciągnął rękę i wplótł palce w jej długie włosy. - Czarujący, tak? Coraz lepiej. Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś. - Przyłapałeś mnie na chwili słabości. - Najwyraźniej. A, za pamięci - powiedział, schylając się po surdut. Wyjął z kieszeni