- Och, zamknij się, durniu, nie masz o niczym pojęcia! On wciągnął
nas w pułapkę, teraz to widzę. My tutaj walczymy ze sobą, a on jest gdzie indziej i morduje kolejne ofiary. Po pierwsze, odwrócił naszą uwagę, po drugie liczył na to, że pozabijamy się nawzajem. Niech cię licho, ja tak samo jak ty przyszłam zniszczyć go raz na zawsze! RS 227 Może to go przekonało, a może pomógł jej przeraźliwy krzyk dobiegający z podwórza za domem. Bryan zerwał się na równe nogi, Jessica również, oboje skoczyli ku tylnym drzwiom. Bryan był pierwszy, jego widok wywołał ryk wściekłości, ktoś porzucił swoją ofiarę i skoczył w stronę przeciwnika, śmignęła strzała i ciemna postać rozpadła się w powietrzu. Jessica usłyszała rozpaczliwy szloch, a potem szorstki głos Bryana: - Ugryzł cię? - N-nie... Nie wydaje mi się - odparł żałośnie kobiecy głos. On już poradzi sobie dalej sam, uznała Jessica. W końcu był wojownikiem, prawda? Tymczasem Władca grasował zupełnie gdzie indziej. Dziewczyna miała za mocny makijaż i za krótką spódnicę, była trupio blada, dygotała i patrzyła błędnym wzrokiem, jakby była pijana albo nawet brała narkotyki. Bryan zastanowił się, czy będzie potem cokolwiek pamiętała z tego, co się wydarzyło. Może i lepiej, żeby nie pamiętała. - Chodź tutaj - zażądał niecierpliwie. - Jesteś...jesteś jednym z nich? - Chodź tutaj, mówię. Na litość Boską, nie mam czasu! Zabiorę cię stąd, ale najpierw muszę się upewnić... - Nie ugryzł mnie, przysięgam. Nie zabijaj mnie! Westchnął, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Nie opierała się. Na jej szyi ujrzał tylko czerwoną plamę; będzie miała potężny siniak. To cud, że zdołała krzyknąć, chociaż wampir niemal ją udusił w żelaznym uścisku. Bryan uważnie obejrzał jej ramiona i odkryte części ciała, lecz nie znalazł śladów ukąszenia. RS 228 - Wygląda na to, że jesteś w porządku. Ale jeśli kłamiesz... Potrzymał ją chwilę za ręce, czekając, co podpowie mu instynkt, jak dotąd niezawodny. Nie, raz go zawiódł - w przypadku Jessiki. Ale nic dziwnego, że się pomylił, ponieważ nic nie wskazywało... Wciąż pamiętał, jak czuł mocne bicie jej serca pod swoją dłonią. Pamiętał jej ciało, gorące jak ogień. Zaklął nagle. - Gdzie są twoi przyjaciele? Z kim tu przyjechałaś? - Z dwiema przyjaciółkami, Cindy i Jane, ale one uciekły, bo biegły szybciej, a mi się obcas w coś zaplątał i nie mogłam... - Urwała, wybuchnęła krótkim, spazmatycznym płaczem, padła Bryanowi na pierś i zemdlała. - Cholera. Nie mógł jej tak zostawić, musiał ją zabrać w bezpieczne miejsce. Władca rzeczywiście ich oszukał, odciągnął od miasta, a sam zapewne zdołał dokonać tego, co sobie zamierzył na tę noc. Bryan wziął dziewczynę na ręce i zawrócił w stronę domu. Nawet nie wołał Jessiki, bo wiedział, że już jej nie ma w pobliżu. RS 229