- Za daleko - szepnęła.
Bryce sięgnął po zabezpieczenie, co ledwie zauważyła, bo nie zaprzestał pocałunków. Po chwili podniósł ją nieco i wniknął w jej ciało. Palcami błądził we włosach, rozkoszując się jej westchnieniami, które dowodziły, iż jest go równie złakniona jak on jej. Nigdy nie pragnął kobiety od pierwszego wejrzenia, nigdy nie przeżywał podobnych fantazji, nie podniecał się od samego patrzenia. A dziś wystarczyło, że ją zobaczył w prostej czarnej sukni z pertami na szyi, by zacząć się zastanawiać, co kryje pod tym strojem. Odczuwał przyjemność, słysząc szelest jedwabiu, który ją okrywał. Wyobrażał sobie, jak wyglądałaby z rozpuszczonymi włosami. Podobał mu się nawet sposób, w jaki piła szampana, wzrok, jakim spoglądała w jego kierunku, nie kryjąc zainteresowania. Teraz już wiedział, jak wygląda naga i jak smakuje je] skóra. Nikt by się tego po niej nie spodziewał. Miała najniewinniejszy w świecie wyraz twarzy, ale ciało gwiazdy filmowej. Wszystko w niej było niezwykle pociągające. Podobała mu się. Miał w ramionach prawdziwą kobietę. Pragnął zobaczyć rozkosz na jej twarzy. Pieszczoty odkrywały wrażliwe miejsca na ciele Klary. Po chwili oboje toczyli się po dywanie, przeżywając orgazm. W ciągu kilku minut kochali się w trzech pozycjach, na przemian śmieli się, doznając szczęścia lub z trudem chwytając oddech, gdy rozkosz porażała swoim natężeniem. Kiedy Klara znalazła się pod nim, poruszył się w jej ciele z taką mocą, że nie zdołała powstrzymać krzyku. Spazmatycznie otoczyła jego biodra nogami i odtąd przeżywali wszystko razem. Bryce jeszcze nigdy nie był z tak niesamowitą kobietą. Kiedy pierwsza fala orgazmu przeniknęła go gwałtownym dreszczem, Klara szepnęła: - Weź mnie z sobą. Przyspieszył ruchy i po chwili oboje zastygli w bezruchu. Czas się zatrzymał, słychać było tylko pospieszne oddechy. Bryce drżał z emocji. W świetle księżyca rozjaśniającym mrok ekskluzywnego pokoju dostrzegł uśmiech na twarzy Klary. Leżała wtulona w niego, jakby się znali całe życie, a nie kilka godzin. Westchnął, zsunął się z niej, a potem przyciągnął ją do siebie. Wtedy zadzwonił telefon komórkowy. - Nie odbieraj - rzekł, całując ją. - Nie mogę - odparła, lecz nim się odsunęła, odwzajemniła pocałunek. - Dokąd idziesz? - spytał. - Muszę odpowiedzieć. Przecież nie chcesz, by ktoś ze służby zainteresował się moją nieobecnością. Nie obchodziło go to. Ciągle jej pragnął. Jednak już sięgała po telefon, po drodze zbierając bieliznę i sukienkę. Wiedziała, że nie spuszczał zachwyconego wzroku z jej nagiego ciała. Uśmiechnęła się, co go tylko bardziej podnieciło, a potem znikła w łazience. Bryce sięgnął po ubranie, lecz po chwili opadł bezwładnie na dywan. Nigdy dotąd nie zrobił czegoś podobnego. Oczarowała go ta syrena w czarnej sukni i perłach, która po pięciu minutach wyszła z łazienki całkowicie ubrana. Podeszła do niego, a on nie mógł się nie tylko poruszyć, lecz nawet odetchnąć. - Muszę iść - rzekła. Jej wzrok świadczył o tym, że myślami była już gdzie indziej. - Teraz? - Tak. Przecież mieliśmy się nie wiązać, pamiętasz? - I nie wymieniać nazwisk. - Tak jest lepiej. Wykonujesz odpowiedzialną pracę, którą bym ci tylko komplikowała. - Kim ty, u licha, jesteś? - Sekretarką w ambasadzie. - Kłamczucha. Jej twarz, przed chwilą tak rozemocjonowana, teraz nie wyrażała niczego. Nie podobało mu się, że kobieta, która przed nim stała, w niczym nie przypominała tej, którą niedawno trzymał w ramionach. Podała mu jego pager. - Pierwsza dama cię wzywa - zauważyła. Spojrzał na numer i zdziwił się, jak to odgadła. Czyżby należała do służb specjalnych? Większość agentów wygląda całkiem zwyczajnie. Kiedy uniósł wzrok, pochyliła się, objęła go za szyję i pocałowała w usta. Teraz znowu była kobietą, z którą pragnął zostać. - Czy interesowałaby cię kolejna runda ze mną, kochanie? - spytał, wsuwając dłonie pod jej sukienkę. Klarę ogarnęło podniecenie, lecz wzywał ją partner z CIA, więc nie mogła zostać. - Zawsze będziesz mnie interesował, mój tajny agencie, ale muszę iść - odpowiedziała. Pocałowała go jeszcze raz, pozostawiając zapach perfum na jego skórze i znikła na zawsze. Coś takiego zdarza się raz w życiu. Bryce'owi wydawało się, że to był tylko sen. ROZDZIAŁ PIERWSZY Pięć lat później Beaufort, południowa Karolina Klara musiała się ukryć i to w takim miejscu, o którym nawet CIA nie powinno wiedzieć. Świat jest wielki. Mogła pojechać dokądkolwiek. To małe miasteczko na południu Stanów wydawało się w sam raz. Przyjeżdżało tu sporo turystów i łatwo było wśród nich zniknąć. Być może schronienie wynalezione przez CIA na jakimś odludziu byłoby lepsze, lecz w tym celu należało skontaktować się z odpowiednimi osobami, a Klara nie ufała nikomu. Raz już zawierzyłam niewłaściwemu człowiekowi, pomyślała, spoglądając w tylne lusterko samochodu, by sprawdzić, czy nikt jej nie śledzi. Właśnie dlatego chciała zniknąć. O wszystkie kłopoty obwiniała samą siebie. Poza jedną wspaniałą miłosną nocą sprzed pięciu lat wszystkie inne przyniosły jej tylko problemy. Ostatnio była związana z kolegą z pracy, który zawodowo specjalizował się w kłamstwach i dostarczaniu fałszywych informacji, więc nic dziwnego, że i ją zawiódł. Kiedy przestała mu wierzyć? Może wówczas, gdy zaczął się spóźniać na spotkania i wydawał więcej pieniędzy, niż oficjalnie zarabiał. Najgorsze, że dwa lata wcześniej byli kochankami. Mimo że związek ów dawno się rozpadł, dawne uczucia mogły wpłynąć na. ocenę sytuacji i sprawić, iż Klara nie dostrzegła, co naprawdę się działo. Upokarzała ją świadomość, iż dała się tak wykorzystać. Nigdy więcej nie powtórzy tego błędu. Nie zaufa żadnemu mężczyźnie. Zdjęła rękę z kierownicy i dotknęła kasety wideo z filmem, na który nagrała sceny świadczące o tym, iż jej kochanek zdradzał swój kraj. Jej partner, Mark Faraday, przekazywał cenne dokumenty w niepowołane ręce. Ta wiedza sprawiała, że groziło jej teraz niebezpieczeństwo. Klara po raz kolejny wyrzucała sobie głupotę. Zdecydowała się zadzwonić do przyjaciółki ze studenckich czasów, Katherine Davenport, by poprosić o pomoc w znalezieniu pracy na czas, w którym przyjdzie się jej ukrywać. Nie mogła siedzieć bezczynnie i czekać aż odpowiednie władze zajmą się Markiem i osadzą go w więzieniu. Musiała coś robić, by nie myśleć o własnych kłopotach. Katherine załatwiła jej zajęcie opiekunki rocznej dziewczynki, co nie powinno sprawiać problemów. W końcu Klara razem ze starszymi braćmi wychowała własną młodszą siostrę, gdy rodzice zginęli w katastrofie lotniczej nad Szkocją. Już jako studentka college'u dorabiała sobie opieką nad dziećmi, więc nie musiała długo przekonywać przyjaciółki, że ma odpowiednie kwalifikacje. Zapewniła ją, że podejmując tę pracę, nikogo nie narazi na niebezpieczeństwo. Przy pierwszej okazji miała zamiar wysłać kasetę z materiałami obciążającymi Marka do któregoś z niezaangażowanych politycznie senatorów, a także sporządzić odpowiednią notatkę służbową, która ją samą oczyściłaby ze wszystkich podejrzeń i zapewniła bezpieczeństwo. Po drodze nie podziwiała piękna krajobrazu. W końcu jednak świeża zieleń okolicy i wspaniałe dęby rosnące wzdłuż drogi przyciągnęły jej wzrok. Do wnętrza auta dotarł zapach kwitnących jaśminów. Klara sprawdziła adres i zatrzymała samochód przed wspaniałą rezydencją. Czyżby mieszkał tu tylko wdowiec z dzieckiem? Wysiadła z auta, zarzuciła torbę na ramię i podeszła do drzwi. Zapach kwiatów działał kojąco na zmysły. Ogarnął ją wymarzony spokój. Bryce poczuł, jak ciepła brzoskwiniowa papka ląduje mu na twarzy i koszuli. - Widzę, że będziemy musieli popracować nad twoim zachowaniem przy stole - powiedział zmęczonym głosem, spoglądając na swoją jedenastomiesięczną córeczkę. Dziecko wykręciło główkę, broniąc się przed kolejną porcją jedzenia. Bryce z rezygnacją odłożył łyżeczkę. Karolina nadal bałaganiła na swoim wysokim krzesełku. Rozejrzał się, by ocenić rezultaty swoich wysiłków w dziedzinie karmienia małej i pomyślał, że jego zmarła żona, Diana, pewnie byłaby dziś usatysfakcjonowana. Powiedziałaby, że to zasłużona kara za to, że nie kochał jej tak, jak tego potrzebowała.