– Dobrze. W porządku. Od tej chwili masz mnie informować,
gdzie jesteś, co robisz, co wiesz i jakie masz plany. To jest mój dom, moje miasto, moja rodzina i moje życie. Jasne? Sebastian założył ręce na karku i wyciągnął się na kocu. – Jasne, Lucy. Aha, twój syn oszukuje przy grze w warcaby. Jeśli Georgie to zauważy, rozpęta się prawdziwe piekło. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Sidney położyła ręce na ramionach Jacka, nie pozwalając mu wstać. – Siedź – powiedziała. – Ja zrobię martini. Uśmiechnął się, czując zapach jej perfum. Była piękna i dobra. – Nie musisz mnie obsługiwać. – To nie jest obsługiwanie – zaśmiała się, przechodząc z patio, gdzie siedzieli, do kuchni. – Tylko już mam dość twojego przygnębienia. Daję ci jeszcze jedną szansę, a jeśli się nie poprawisz, wypiję martini i znikam. W samotności będziesz mógł się smucić do woli. Jack poczuł, że łzy napływają mu do oczu. Była taka dobra. Inteligentna, prawa, bez kompleksów. Żałował, że nie ma odwagi powiedzieć jej o Darrenie i szantażu, o Colinie, o własnej małostkowości, która kazała mu obwiniać Lucy o przeprowadzkę do Vermontu, jakby ten szantaż i jego samotność były jej winą. Nie potrafił się jednak na to zdobyć. To wszystko działo się jakby w nierealnym świecie i miał wrażenie, że gdyby zaczął o tym mówić, jego słowa urealniłyby cały ten koszmar. Wciąż przechodził przez ,,fazę negacji’’, jak by to ujął psychiatra. Jednak milczenie zżerało go i wypalało od środka. Od dnia, gdy stał nad trumną syna, po raz pierwszy poczuł się tak samotny i bezradny. Sidney uznała, że jest przemęczony pracą. Kalendarz miał wypełniony sprawami, które powinien załatwić przed sierpniowym urlopem. Używał wszelkich dopuszczalnych sposobów, by zdobyć poparcie dla projektu ustawy, którą forsował wraz z dwoma innymi senatorami. A teraz to wszystko miało się skończyć w tak głupi sposób. Próbował być optymistą. Desperacko wmawiał w siebie, że Darren Mowery zrezygnuje z dalszego szantażu, zanim wyssie z niego ostatnią kroplę krwi albo zmusi go do sprzeniewierzenia się zasadom. Mógł zapłacić jeszcze najwyżej dziesięć lub dwadzieścia tysięcy, bo potem na pewno ktoś zainteresuje się tymi nagłymi wydatkami. Urzędnik w banku albo księgowy, bez różnicy. A gdyby wieść o tym się rozniosła, Jack musiałby odpowiedzieć na niewygodne pytania. Jaki sekret ukrywa senator Swift? Jego wrogowie polityczni zacieraliby ręce z radości, media zaczęłyby śledzić każdy jego krok. Prawda pomieszana z plotkami i pogłoskami zniszczyłaby jego życie osobiste i polityczne. Widział już niejeden taki upadek. A był to i tak najlepszy scenariusz. W najgorszym wypadku Mowery mógł zażądać, by Jack sprzeniewierzył się swojemu urzędowi i złamał zasady etyki, których przez całe życie usilnie starał się przestrzegać. A wówczas nie wiadomo, co mogłoby się zdarzyć. Był z tym wszystkim sam. Sebastian Redwing nie skontaktował