- Prawdopodobnie wrócę do pracy - odparła szczerze. W domu
wszystko będzie wyglądać inaczej. El Paso wydawało się leżeć w centrum wszystkich spraw; jak w ogóle można tam być i nie pracować? Boise... to inny świat. Z dala od wszystkiego, co znała. Diaz przetoczył się na krawędź łóżka i podniósł słuchawkę telefonu. - Lepiej odwołam nasze rezerwacje na lot powrotny an43 309 - 21 - Arturo Pavon lubił powtarzać wszystkim, że nigdy nie zapomina zniewagi. Lubił widzieć tę ostrożność na twarzach, sposób, w jaki ludzie uciekają przed nim wzrokiem. Zresztą była to prawda: nie zapominał żadnej obrazy czy afrontu, nieważne, dużego, małego czy wymyślonego. Była tylko jedna osoba na świecie, której uszło na sucho zadarcie z Pavonem. Ta świadomość wciąż w nim była, tkwiła jak gorzki węzeł zawiązany na trzewiach, z którym musiał żyć. Ale on nie zapomniał, nie porzucił myśli o zemście. Jego czas nadchodził: wolno, ale nieubłaganie. Któregoś dnia skrzyżują się ich ścieżki, a wtedy ta jankeska suka pożałuje, że w ogóle się urodziła. Dziesięć lat czekał, żeby odpłacić jej za utratę oka. Miał okazję ją dorwać już setki razy, wciąż przyjeżdżała przecież do Meksyku ze swoimi durnymi pytaniami, natrętnie węszyła. Ale Gallagher mówił „nie", twierdził, że ona siedzi za wysoko na świeczniku, że jej zniknięcie wywoła za duży ferment i będzie ich kosztować, w najlepszym przypadku, kupę kasy za nakłonienie pewnych służb do przymknięcia oczu. W gorszym wypadku mogliby nawet obaj skończyć w więzieniu, w Stanach albo w Meksyku - zależy, gdzie by ich schwytano. Jeśli miałoby do tego dojść, Pavon zdecydowanie preferował amerykańskie pudło: przynajmniej każdy miał tam klimatyzację, papierosy i kolorowy telewizor. an43 310 Gallagher. Pavon mu nie ufał, ale w zasadzie nie ufał przecież nikomu. Ich współpraca była długa i owocna, Gallagher miał wrodzony talent do robienia pieniędzy. Kiedy Pavon spotkał go po raz pierwszy, True był biedny jak mysz kościelna, ale miał w sobie energię, determinację i masę pomysłów. Był przy tym człowiekiem absolutnie pozbawionym skrupułów, co znakomicie pomagało. Gallagher zawsze umiał dorwać się do kasy; jeśli nie potrafił jej zarobić, to kradł i robił różne przekręty, nie przejmując się, ilu ludzi zgnoi przy tej okazji. Taki człowiek musiał zajść daleko. Pavon szybko zrozumiał, że lepiej sprzymierzyć się z takim typem jak Gallagher, niż działać na własną rękę i z czasem, być może, mieć go przeciwko sobie, narażając się na ryzyko szybkiej eliminacji. W związku z tym Pavon zadbał, by stać się dla Gallaghera człowiekiem niezbędnym. Jeżeli True chciał, by ktoś zniknął, Pavon brał to na siebie. Jeśli coś miało być ukradzione, Pavon kradł. Jeżeli komuś należało dać nauczkę, Pavon osobiście upewniał się, by upierdliwy osobnik pojął, jak bardzo niemądrze jest zadzierać z senior Gallagherem. Ogólnie sprawy szły nieźle, aż do tej historii przed dziesięcioma