– Możemy go więc wykluczyć. Zostaje mi osoba, która wysyłała do Danny’ego emaile,
używając adresu NoLava@aol. com. Dowiedziałem się paru rzeczy. Po pierwsze, według Sandy O’Grady adres No Lava należał do Melissy Avalon. – Melissa Avalon pisała do Danny’ego? – zdziwił się Sanders. Quincy pokręcił głową. – Nie sądzę. Widywała go codziennie, więc nie było takiej potrzeby. Poza tym w czwartek zaglądałem do rejestru użytkowników AOL, ale No Lavy tam nie znalazłem. Dziś po południu konsultowałem się z technikiem z AOL. Według logów serwisowych No Lava figurował w ich katalogu do osiemnastej w poniedziałek, kiedy konto zostało zamknięte z poleceniem usunięcia wszelkich danych. Mogę się założyć, że to sprawka mordercy. W tym samym czasie wyczyścił lub wyczyściła twarde dyski szkolnych komputerów. – Wyczyściła? – powtórzył Luke. Quincy zacisnął usta. – W rozmowie z Mannem Danny sugerował, że jego korespondent jest kobietą. Ciekawa ewentualność. Tylko nie podoba mi się, że słowa Manna są jedynym świadectwem w tej sprawie. Z drugiej strony, tłumaczyłoby to parę rzeczy. Braliśmy pod uwagę wielu podejrzanych, ale zawsze to byli mężczyźni. A Bóg jeden wie, że Danny’ego ciągnie bardziej do kobiet... Myślę tu o jego matce i Melissie Avalon. Pod wieloma względami byłby chyba bardziej podatny na wpływy kobiety. – Może pani Vander Zanden dowiedziała się, co wyprawia jej mąż – powiedział z namysłem Sanders, podchwytując wcześniejszą sugestię Quincy’ego. – A może Angelina domyśliła się w końcu, jaką rolę odgrywa w życiu szacownego pana Avalona – dodał Luke. – Pewnie nie jest miło uświadomić sobie, że mąż traktuje cię jako zapchajdziurę po córce, która niestety dorosła. Wszyscy jednocześnie spojrzeli na Rainie. – Co? Tylko z powodu podwójnych chromosomów X mam w jakiś magiczny sposób wiedzieć, co popycha kobiety do zabójstwa? Luke wyglądał na zażenowanego. Ale Sanders kiwnął głową, jakby to rozumiało się samo przez się. Rainie wymownie przewróciła oczami i zaproponowała: – Zbierzmy wszystko, co mamy, do kupy. Po pierwsze, ktoś jeszcze był zamieszany we wtorkową strzelaniną. Zgodnie pokiwali głowami. – Ta osoba ma co najmniej metr sześćdziesiąt piąć wzrostu, zna się na komputerach i na broni. – I to jeszcze jak. – Sanders wydobył z teczki szarą obwolutę. Szarą, pod kolor rewolweru? Chryste, ci chłopcy z policji stanowej mają chyba za dużo wolnego czasu. – Spisałem tutaj aktualne informacje na temat broni. Powinno się wam spodobać... Przynajmniej spece od balistyki są z siebie zadowoleni. Chcą to opisać jako wyjątkowo interesujący przypadek. Więc tak, pani patolog zidentyfikowała jeden pocisk kaliber 22 bez bruzd, za to ze śladami polimeru. Znaleziono też jedną łuskę z trzydziestki ósemki z drobinami polimeru. A w końcu odkryto... trzy maleńkie kawałki plastiku, które razem tworzą przedmiot o rozmiarach i kształcie skuwki długopisu. Ktoś ma jakąś sugestię? – Nie cierpię zagadek – powiedziała z mocą Rainie. Ale Luke Hayes od razu wiedział. – Koszulka pocisku mniejszego kalibru – szepnął niemal z nabożeństwem. – Brawo, Hayes. – Cholernie dziwne w przypadku szkolnej strzelaniny? – Do diabła, co to jest ta jakaś koszulka? – wtrąciła się zniecierpliwionym tonem Rainie. Sanders spojrzał na Luke’a, który wziął odpowiedź na siebie. – Coś, czego używa się na polowaniach. Bierzesz, powiedzmy, plastik i umieszczasz w nim nabój mniejszego kalibru tak, żeby pasował do broni większego kalibru. W ten sposób można wzmóc prędkość pocisku i siłę rażenia. No wiesz, przy polowaniu na grubą zwierzynę. – Jezus Maria. – Rainie popatrzyła na nich, jakby poszaleli. – Chcesz powiedzieć, że ktoś zabawił się w polowanie na terenie szkoły?